A/N: Nie mogłam się powstrzymać i przed innymi zaplanowanymi scenami musiałam dodać tę:)
Disclaimer: Nie posiadam praw autorskich do prac, które zainspirowały to opowiadanie.
Bohaterowie, etc. należą do L.J. Smith i do Producentów serialu "Vampire Diaries" - "Pamiętniki Wampirów"
Jestem jedynie autorką swoich własnych, oryginalnych bohaterów.
Intro: Caroline, po tym, jak przyłapała Tylera na zdradzie, nie może zasnąć, więc postanawia pobiegać. Nie spodziewa się, gdzie nogi same ją poniosą...
Universum: TVD, ale z opowiadania BDDBS
Czas: Wieczór przed 2 bomby jednego dnia
Pairingi: Caroline F. & Klaus Mikaelson
TYP: romans/humor
Just Give Me a Reason (Klaroline) (REUPLOAD)
Po wyjściu Marty i Bekah Caroline poczuła się znacznie lepiej. Kiedy jednak próbowała zasnąć, gdy tylko zamknęła oczy, wizja Tylera i Hayley na podłodze w salonie Lockwoodów natychmiast zaczęła ją prześladować. Po kilku próbach zakończonych niepowodzeniem, uznała, że żeby zasnąć, musi po prostu być tak zmęczona, żeby nie mieć siły myśleć.
Jej mama miała znowu nocną zmianę, nic w tym nie było dziwnego. Care uznała, że najlepszy na jej problemy będzie wieczorny jogging. Narzuciła na siebie szorty i podkoszulek, na nogi włożyła sportowe buty i z włączonym iPodem była gotowa do wyjścia.
Biegała przez jakiś czas, w swoim ludzkim tempie, słuchając tym razem Pink, Avril Lavigne i wszystkich mocniejszych utworów Taylor Swift. Marcie do tej pory pomagały, więc może jej też. Biegła w rytm piosenek, w ten sposób pozwalając wszystkim negatywnym emocjom po prostu z niej spłynąć. Biegła przed siebie, bez określonego kierunku. Przez jakiś czas obawiała się, że nie będzie w stanie przestać, że będzie tak trwać aż do rana, bo nie opuszczą jej negatywne myśli. A jednak, z każdym krokiem czuła się odrobinę lepiej.
Najgorsza była mina Tylera, kiedy błyskawicznie wskoczył w spodnie i poleciał za nią, myśląc, że zdoła ją przeprosić. Myślałby kto!
– To nie tak, jak myślisz… – próbował się usprawiedliwiać.
Gdyby Caroline była hybrydą, jak Marta, to pewnie właśnie w tym momencie musiałaby się bardzo pilnować, żeby nie przejść przemiany. Furia, która ją ogarnęła, nie miała granic.
– Ach, czyli nie pieprzyłeś właśnie tej cholernej wilkołaczej suki na swoim dywanie, tak? – Oczy Care rzucały błyskawice i naprawdę nie zamierzała spędzać ani sekundy dłużej w jego towarzystwie.
Tyler, jak to Tyler, trochę wolno myślał, więc moment mu zajęło, zanim dotarło do niego, co powiedziała. Już się odwracała, żeby sobie pójść, kiedy złapał ją za ramię. Odwróciła jeszcze głowę w jego stronę, a gdyby spojrzenia mogły zabijać, już dawno leżałby na ziemi martwy, z wyrwanym sercem lub uciętą głową. Albo jednym i drugim.
– Hayley pomagała mi uwolnić się od przywiązania do Klausa, a teraz pomaga mi z innymi hybrydami…
Gdyby wampiry mogły w jakiś sposób zmieniać kolory na twarzy, Caroline w tej chwili pewnie zrobiłaby się aż sina z wściekłości, którą coraz trudniej było jej powstrzymywać. Postanowiła jednak tym razem poddać się pokusie. Z całą siłą, jaką miała, uderzyła go w twarz.
– Nie sądziłam, że seks jest jednym z koniecznych warunków przerywania więzi… Przynajmniej już nie udawaj. – syknęła z jadem. – Wracaj do niej, natychmiast. Nie chcę cię więcej widzieć, a jak potrzebujesz kogoś, żeby dla ciebie odwracał uwagę Klausa, to nie dzwoń do mnie, nie odbiorę!
Odeszła stamtąd, podbródek trzymając wysoko. Dopiero w domu pozwoliła sobie na płacz. Wtedy jednak Marta i Bekah pojawiły się u niej, bo były wcześniej umówione, żeby pójść razem do kina. Kiedy tylko zobaczyły ją w drzwiach, o żadnym kinie nie mogło być mowy.
Widząc twarz Caroline, Marta aż się zagotowała.
– Zabiję drania… Zatłukę, flaki mu wszystkie powyrywam, a przy tym, co mu zrobię, wszystkie tortury hiszpańskiej inkwizycji będą jak pieprzone fraszki-igraszki…
Na samą myśl o tym, od razu Care poczuła się lepiej. Nie oponowała, kiedy Em podeszła i przytuliła ją mocno. Dodatkowo, zaśmiała się, kiedy przyjaciółka rzuciła groźne spojrzenie w stronę drugiej Pierwotnej.
– Nie stój tak i chodź tu…
Rebekah, chcąc, nie chcąc, podeszła do nich i dołączyła do uścisku. Dzięki Marcie jej relacje z Caroline były na dobrej drodze do przyjaźni, ale Pierwotna wciąż miała problemy z okazywaniem uczuć. Kiedy Care zdała sobie sprawę, jak wielkim wydarzeniem jest, że Bekah aż ją przytuliła, zaśmiała się sama do siebie z powodu tego, jak bardzo surrealistyczna była ta sytuacja. Jej pozorny "wróg" pocieszał ją po złamaniu serca przez dupka imieniem Tyler.
Nawet w tym momencie, kiedy biegała i było już po wszystkim, ta scena w jej głowie ogromnie polepszała jej humor. Jak to było w Casablance: „To może być początek pięknej przyjaźni." Po raz pierwszy od desperackiego telefonu Rebekah po pierwszej przemianie Marty, Care uświadomiła sobie, że to jednak jest możliwe.
Kiedy tak odtwarzała w głowie wydarzenia tego dnia, nie zorientowała się, że nogi same prowadzą ją do rezydencji Mikaelsonów. Zdała sobie z tego sprawę dopiero, kiedy znalazła się na głównym podjeździe.
Zatrzymała się na chwilę, zastanawiając się, co w nią wstąpiło. Wiedziała przecież, że Rebekah wróciła tego wieczora do domu, a Marta miała jakąś wyjazdową randkę z Elijah. Dlaczego więc przybiegła pod rezydencję Pierwotnych?
Już miała brać nogi za pas, uciec stamtąd i w ogóle zapomnieć, że przyprowadziła ją tam własna podświadomość, gdy drzwi frontowe otworzyły się i chwilę później stanął w nich Wielki, Zły Hybryda we własnej osobie, opierając się o framugę i zakładając ręce na piersi.
– Droga Caroline… Jak zwykle, wyglądasz zachwycająco… Co cię tu jednak sprowadza o tej porze?
Caroline nie chciała się w ogóle zastanawiać, jak to musiało wyglądać. Nie musiała. Zdumienie pomieszane z rozbawieniem na twarzy Klausa wystarczyło jej za odpowiedź. Postanowiła jednak wyjść z sytuacji z twarzą.
– Myślałam, że zastanę tu Martę i Bekah…
Uniesienie wysoko brwi przez Hybrydę dało jej znak, że wcale jej nie wierzył.
– Jak się domyślam, jedna spędza teraz czas z Rozpruwaczem, a druga z moim starszym bratem… – odparł Klaus, prostując się i bardzo powoli, z wrodzoną gracją, wykonując kilka kroków w jej stronę.
Patrzyła w jego przystojną twarz i bardzo musiała się pilnować, żeby nie westchnąć, kiedy usłyszała płynące z jego ust słowa wymawiane z tym jego boskim, brytyjskim akcentem. Marta miała kiedyś rację. Ona sama mówiła podobnie, ale nic nie mogło się porównywać z tym samym akcentem połączonym z męskim, seksownym głosem…
Aaa, Caroline, opanuj się! On wcale NIE JEST SEKSOWNY! – sumienie w jej głowie zaczęło bić na alarm, ale na próżno.
W tym momencie Caroline zrozumiała część powodów, dla których działania Tylera tak bardzo ją tego dnia rozwścieczyły. To wcale nie jego zdrada ją bolała tak bardzo, tylko… hipokryzja. Sam wyczyniał nie wiadomo co z tą całą Hayley, ale kiedy uświadomił sobie, że Klaus w jego ciele miał swego czasu okazję, żeby się całować z Care, wpadł w szał zazdrości i długo nie mógł jej wybaczyć, że na to pozwoliła, że nie zorientowała się wcześniej.
Swoją drogą, ciekawe, jakby to wyglądało, gdyby Klaus jako on sam ją pocałował… Jaki byłby smak tych jego seksownych warg… – Jakiś głos w jej głowie podsunął jej tę myśl. Mogła się założyć, że brzmiał podobnie jak głos Marty. Jej przyjaciółka już od dawna nie kryła się ze swoją wzgardą wobec Tylera i Care miała niejasne przeczucie, że gdyby z kimś chciała ją widzieć, to właśnie… ze swoim praprzodkiem.
Na samą myśl o takiej możliwości wszystko w Caroline się zbuntowało. Nie, nie i NIE! Wcale nie ciągnie jej do tego drania!
Toczyła ze sobą wewnętrzną walkę, wciąż nie odpowiadając Klausowi. Była tak zajęta własnymi myślami, że nie zauważyła, że przez ten cały czas Hybryda obserwuje ją z pomieszaniem rozbawienia i fascynacji w oczach.
Zamierzała zignorować jego komentarz i po prostu odwrócić się i stamtąd odejść. Pewnie by tak zrobiła, gdyby nie powstrzymał jej jego głos.
– Jeśli pozwolisz, mogę ci towarzyszyć w drodze do nich… I tak miałem pewną sprawę do załatwienia ze Stefanem…
Wbrew samej sobie, wbrew zdrowemu rozsądkowi i wbrew wszelkiej logice, Caroline pokiwała głową na znak zgody.
Nie śpieszyli się. Zamiast biec, szli ramię w ramię, w tempie spacerowym. Panowało między nimi milczenie, które po jakimś czasie zrobiło się dla Caroline nieznośnie. Nie cierpiała ciszy. Była zbyt… cicha. Dawała zbyt dużo czasu, żeby myśleć, a to samo w sobie znowu prowadziło jej podświadomość w stronę wspomnień z tego dnia. Już miała rzucić jakiś komentarz, spytać Klausa czego chce od Stefana, ale wtedy on się odezwał.
– Nie brałem cię za typ, który lubi nocne przebieżki po lesie… Nawet dla wampira może być to czasem niebezpieczne…
W odpowiedzi Caroline prychnęła i przewróciła oczami.
– I tak chyba nie mogę być w większym niebezpieczeństwie. Przecież jestem w twoim towarzystwie…
Zerknęła w jego stronę i zauważyła, że jeden z kącików jego ust uniósł się lekko. Znowu jej oczy nie mogły oderwać się od tych jego ust. Naprawdę ciekawe, jakby smakowały…
NIE! Uspokój się, Forbes!
Zaraz odwróciła wzrok i potrząsnęła głową. Chciałaby, żeby ktoś nią w tym momencie potrząsnął. Co się z nią działo?! To musiały być chyba oznaki załamania nerwowego związanego ze zdradą Tylera. Znała te symptomy. W końcu po tym epickim zerwaniu z Damonem Marcie nagle odbiło i zaczynała kręcić z Kolem przez jakiś czas… Ale przecież później się opamiętała i teraz było wyraźnie widać, że coś jest między nią a Elijah... Tak, jej także musiało tak samo odbić!
Klaus nic nie odpowiedział na jej słowa i znowu zapadła między nimi cisza. Caroline znów, zupełnie wbrew sobie, postanowiła się odezwać, bo nie potrafiła znieść tego milczenia. Niewiele brakowało, a sama siebie by przekonała, że warto by było spróbować czegoś z Klausem…
– Tyler mnie zdradził. – mruknęła, ni to do siebie, ni to do niego. Nie musiała długo czekać na jego reakcję, chociaż była inna, niż się tego spodziewała. Nie patrzyła w jego kierunku, więc nie zauważyła, że Klaus zacisnął dłonie w pięści i jego błękitne oczy nagle zaczęły zmieniać kolor na złoty, charakterystyczny dla jego wilkołaczej strony.
– Myślałem, że to już ustaliliśmy… – Miał na myśli sytuację z rana, kiedy ona jeszcze udawała, że zerwała z Tylerem z powodu hipotetycznej zdrady. Taaa, hipotetycznej. Dupa, a nie hipotetycznej…
Trzeba było jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
– Wtedy nie chciałam w to wierzyć, jednak teraz nie mam już żadnych wątpliwości… – Wzruszyła ramionami, jakby nigdy nic.
Nawet nie zauważyła, jak Klaus nagle stanął przed nią, przytrzymując ją za ramiona, przeszywając ją spojrzeniem na wskroś.
– Wiesz, że gdyby Tyler był wciąż do mnie przywiązany, to nigdy by cię nie skrzywdził. Nie pozwoliłbym mu na to. – powiedział to tak poważnym tonem i zdawał się mówić z głębi serca, że coś w niej aż drgnęło. Nie, zaraz, ale on przecież nie ma serca!
Tylko jakoś w tym momencie trudno było o tym pamiętać. Nie w chwili, gdy przez jej głowę przeszły jak w kalejdoskopie wspomnienia tego, kiedy wydawało jej się, że jest w nim coś więcej, niż się wydaje. Trudno było przecież zignorować sposób, w jaki traktował Martę po jej przemianie w Pierwotną Hybrydę – jak na każdym kroku pomagał jej się przystosować do nowej sytuacji i jak, zdawałoby się, troszczył się o nią w jakiś sposób. Nie mogła też w tym momencie wyrzucić z pamięci wspomnień, które dowodziły, że i o nią w jakiś sposób dbał. Chociażby tej chwili, kiedy uratował ją z rąk „szalonego" Alarika…
Nie, nie, nie! Klaus jest zły i koniec kropka! – krzyczało jej sumienie.
Czy aby na pewno? – odparła zaraz ta jakaś jej mroczna część, którą tak długo ignorowała.
Nie dało się zaprzeczyć, że w tym momencie napięcie między nimi sięgnęło zenitu. Powietrze było tak gęste, że można by je ciąć siekierą. Caroline czuła, że jej martwe serce bije z zawrotną prędkością.
Długo czuła, że nie jest w stanie przerwać z nim kontaktu wzrokowego. To było tak, jakby on chciał zajrzeć w głąb jej duszy… Co ciekawe, sam w tym momencie też zdawał się nie kryć niczego. Gdyby chciała, mogłaby rzucić okiem na wszystkie sekrety jego złożonej osobowości…
Ale przecież nie chce!
Nie była w stanie odpowiedzieć na twierdzenie Klausa. Dlatego jako pierwsza odwróciła wzrok. Nie chciała, żeby z jej oczu wyczytał, że w tym momencie jest na tyle zraniona i zagubiona, że z chęcią rzuciłaby się na niego… Nie, żeby chciała tego naprawdę przecież. To tylko taki dziwny stan po zdradzie Tylera, nic więcej.
Powoli odsunęła się od niego i ruszyła dalej, nie spoglądając w jego stronę. Czuła raczej, niż widziała kątem oka, że on wciąż idzie obok niej. No i znów zaczęły ją prześladować słowa Marty: „W nim jest znacznie więcej, niż się wydaje…" Pamiętała, jak spytała ją o to wieczorem po tym, jak jej przyjaciółka razem z Klausem uratowali ją i Rebekah z rąk Alarika. Spytała ją wtedy, dlaczego akurat Klausa poprosiła o pomoc. A ona na to: „To on powiedział, że potrzebuje mojej pomocy, bo jesteście w niebezpieczeństwie."
Dlaczego akurat musiała sobie w tym momencie przypominać o wszystkim dobrym, co z nim związane? Przecież powinna go w tym momencie jeszcze bardziej nienawidzić! W końcu to przez niego Tyler stał się hybrydą, a potem musiał zerwać więź i akurat zwrócił się o pomoc do tej głupiej Hayley… Powinna go darzyć czystą nienawiścią!
Ale… nie mogła.
– Nie znoszę tego. – mruknęła, ni to do siebie, ni to do niego.
– Czego, Kochana? – Było do przewidzenia, że wzbudzi w nim ciekawość tym komentarzem.
Westchnęła ciężko, zanim odpowiedziała.
– Nie znoszę, kiedy sprawiasz, że zapominam na chwilę, że jesteś złem wcielonym.
Czy jej się zdawało, czy słyszała, że zachichotał cicho?
– Widzisz, Caroline, czasami nawet zło wcielone może sobie zrobić wolne.
Czy wielkim grzechem z jej strony było, że jej uszy wręcz rozkoszowały się sposobem, w jaki wypowiadał jej pełne imię? Och, będzie się kiedyś smażyć za to w piekle… Postanowiła jednak trzymać fason, dlatego prychnęła w odpowiedzi.
– I naprawdę myślisz, że w to uwierzę? Założę się, że w tej chwili obmyślasz jakiś niecny plan, który sprowadzi na nas kolejny kataklizm, jakby nam było mało tego, co już mamy…
Och, teraz, to już nawet się z tym nie krył, tylko po prostu się roześmiał.
– To właśnie w tobie lubię. Nie potrafisz się powstrzymać, czujesz wewnętrzną potrzebę, żeby mi się zawsze przeciwstawiać. Jeśli ktokolwiek miałby ustawić do pionu mnie, najpotężniejszą istotę na ziemi, to mógłbym zawsze liczyć na ciebie lub na Martę.
No i znowu musiał jej tym samym przypomnieć o sposobie, w jaki traktował jej, aktualnie zdecydowanie, najlepszą przyjaciółkę? O tym, że w ogóle miał jakąś pozytywną stronę i że czasami ukazywał ją akurat im dwóm?
– To musisz mnie strasznie lubić, bo zamierzam dalej się opierać… – Tym razem to ona się zatrzymała i rzuciła mu wyzywające spojrzenie, unosząc wysoko podbródek. Naturalnie, była wysoka, ale w sportowych butach wciąż musiała odrobinę podnosić głowę, żeby skrzyżować z nim spojrzenia.
Na co nie była przygotowana, to na to, że on w tym momencie przybliży twarz do jej twarzy, tak, że zaczęli trochę zezować, a ich usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów, dlatego czuła na swoich wargach ciepło jego oddechu.
– Masz rację. I liczę na to.
Och, dlaczego on musiał być tak niemożliwy!
– Jesteś po prostu niemożliwy! – Nie mogła się powstrzymać, musiała z siebie to wyrzucić. Szczególnie, że powietrze wokół nich znowu zdawało się gęstnieć i cała sytuacja zaczynała się po prostu wymykać spod kontroli. Nagle zauważyła, jak piękny odcień błękitu mają jego oczy i nie mogła się zmusić, żeby ponownie odwrócić wzrok. W tym momencie zapomniała zupełnie o Tylerze, zapomniała nawet o tym, co mówiła jej Marta. Liczyło się tylko to, co ona, Caroline, czuła w tym momencie. A czuła przede wszystkim frustrację.
A on na to w odpowiedzi… uśmiechnął się. Szeroko. I w jego policzkach pojawiły się te przeklęte dołeczki. Te, które już od jakiegoś czasu miały jakąś przedziwną moc, bo ją rozbrajały. Za każdym razem.
I w tym momencie Caroline już wiedziała, że jest zgubiona. Pal licho zdrowy rozsądek, pal licho sumienie, pal licho opinie przyjaciół – zdawało się, że jest tylko jeden sposób na to, by Care mogła naprawdę rozładować swoją frustrację.
Tym razem Caroline pozwoliła, żeby to instynkt przejął nad nią kontrolę. Skoro liczył na to, że będzie mu się opierać, to automatycznie musiała zrobić mu na przekór. Dlatego zanim się zorientowała, co robi, ujęła jego twarz w dłonie i przycisnęła swoje usta do jego warg.
Udało jej się. Udało jej się sprawić, że Wielki, Zły Hybryda, pan Zawsze Planuję Wszystko Sto Kroków Do Przodu I Nic Mnie Nie Zaskoczy – po prostu zdębiał. Znieruchomiał na dłuższą chwilę, chyba nie bardzo wierząc w to, co się działo. Zdawałoby się, że wieki musiała czekać, żeby odpowiedział na ten pocałunek. Ale za to… JAK odpowiedział!
W tym momencie Caroline nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, żeby się potem za to smażyć w piekle. Błyskawicznie poczuła, jak przycisnął ją do siebie na całej długości ciała i pogłębił ten pocałunek, a ona, ten jeden, jedyny raz, nie oponowała. Zaraz jednak zaczęła się między nimi walka o dominację, bo chociaż to on uważał się za samca alfa, jej starczyłoby charakteru, żeby zdominować takich dziesięciu, jeśli przyszłaby jej na to ochota. W końcu to ona zainicjowała ten pocałunek, więc to ona powinna utrzymać nad nim kontrolę…
W teorii mogłaby porównywać ten pocałunek do tamtego, kiedy był w ciele Tylera. Ale to tylko w teorii. W praktyce każde, najdrobniejsze nawet doznanie, było zupełnie od tamtego różne. Mogłaby się założyć, że gdyby nie była wampirzycą, to potem miałaby na twarzy ślady po jego zaroście. Ale jakoś zupełnie jej on nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, stanowił przyjemną odmianę… Smakował whisky, którą musiał wcześniej pić, i miętą. A pachniał… lasem, deszczem. Ale przecież u nich nie padało. Może polował niedługo przed tym, jak się pojawiła… A może niedawno przemienił się w wilkołaka? Tyle rodziło się pytań, ale na żadne nie potrzebowała odpowiedzi.
Poczuła, jak nagle przyciska ją do pnia drzewa, jak kora drażni odsłoniętą skórę jej pleców. Nie, żeby jej to przeszkadzało… W końcu postanowiła, że skoro ma już potem palić się za to w piekle, to niech przynajmniej naprawdę będzie za co.
W tym momencie wiedziała już na pewno, dlaczego zdrada Tylera obudziła w niej tak wielką wściekłość. Nie chodziło o zdradę samą w sobie, tylko właśnie raczej o to, że Tylerowi było na nią „wolno" – tylko dlatego, że Hayley nie była dla wszystkich Wrogiem Numer Jeden. Wreszcie, TAK, przyznała się przed sobą – miała na to ochotę od dłuższego czasu. Tak, zastanawiała się nad tym, jak by to wyglądało. Tak, zdarzało jej się mieć mokre sny na jego temat, ale skrzętnie to ukrywała przed wszystkimi, czasami udawało jej się pod tym względem oszukać nawet samą siebie. Jakaś drobna, drobniutka jej część zastanawiała się, jakby to było – rzucić w cholerę wszystkie zasady.
I musiała przyznać – było warto.
Do diabła, wolała się nie zastanawiać, czy to chodziło o tysiąc lat jego doświadczenia, czy ten facet miał do tego po prostu wrodzony talent. Ponieważ Klaus nie miał oporów, żeby przesunąć dłońmi po jej nagich ramionach, a potem przenieść je na jej talię, Caroline uśmiechnęła się lekko pod jego ustami i sama także przesunęła ręce na wysokość jego pasa i próbowała mu podciągnąć koszulę. Wtedy jednak on odsunął się odrobinę, na tyle, by móc spojrzeć jej w oczy.
– Jesteś tego pewna?
Ona natomiast w tym momencie całkiem poddała się swojej mrocznej stronie. Posłała mu wiele znaczący uśmieszek i mruknęła:
– Jesteś mi winien ten gorący seks z hybrydą, czyż nie?
Po czym ponownie przycisnęła swoje usta do jego, tym razem przesuwając dłonie na jego kark, żeby zanurzyć dłonie w jego krótkich ciemnoblond loczkach. Wtedy też poczuła, jak on także się uśmiecha i nagle, błyskawicznie, dzięki wampirzej prędkości, znaleźli się w jego rezydencji, prawdopodobnie w jego sypialni. Nie, żeby ją to w tym momencie za bardzo obchodziło...
Klęczała na łóżku i Klaus zaraz się do niej przyłączył. Tym razem nie oponował, kiedy mu ściągnęła przez głowę koszulę. On natychmiast odwdzięczył się, zdejmując jej podkoszulek. Zaczęła tracić oddech, kiedy przesunął swoje wargi z jej ust na bardzo wrażliwe miejsce w okolicy ucha. Zastanawiała się, dlaczego wszystko, co się działo w tym momencie, zdawało się takie właściwe, takie... oczywiste. Jakby już od dawna tylko na to czekali…
Próbowała przejąć kontrolę, spodziewając się, że Klaus będzie chciał szybko przejść do sedna, jak wszyscy jego poprzednicy. On natomiast, oczywiście, musiał wyjść przed szereg. Zamiast sięgać do jej szortów, skupił całą swoją uwagę na górnej połowie jej ciała. Bardzo, bardzo powoli przesuwał ustami i dłońmi po kolejnych skrawkach odkrytej skóry, jakby chciał się jej nauczyć na pamięć. Kiedy próbowała zwiększyć tempo, on natychmiast ją powstrzymywał, i nie przestawał każdym swoim działaniem oddawać cześć jej ciału. Traktował ją jak najcenniejszy dar, który otrzymał przez tysiąc lat swojego istnienia. Jako jedyny zawsze stawiał ją na pierwszym miejscu i znowu nie zawiódł pod tym względem.
Chyba wieki trwało, zanim zdjął jej biustonosz. Wtedy dopiero zaczął poddawać ją prawdziwie przesłodkim torturom. Jeśli wcześniej próbowała się opierać, to w tym momencie mogła już tylko wydawać z siebie rozkoszne jęki i westchnienia. No dobrze, tym razem wygrałeś, cholerny samcu alfa… – pomyślała, kiedy on nie przestawał jej dręczyć. – Następnym razem będzie po mojemu…
XXX
Czekała na coś. Chyba na uczucie paniki. Albo na myśl, że popełniła błąd. Może na jakieś wyrzuty sumienia. Kiedy jednak czuła jego palce przesuwające się po jej nagim ramieniu, tak delikatne, ja trzepot ptasich skrzydeł, nie potrafiła przypomnieć sobie żadnego z powodów, które kazałyby jej natychmiast się ubrać i uciekać stamtąd by na zawsze zapomnieć, co się zdarzyło.
Zamiast tego zwróciła się twarzą do niego i spojrzała mu prosto w oczy, pozwalając jednocześnie, żeby jej dłoń powędrowała do tatuażu, który z jego lewego ramienia rozciągał się częściowo na jego pierś.
– Powiedziałam, że nie znoszę, kiedy sprawiasz, że zapominam, że jesteś złem wcielonym. – mruknęła, jednocześnie przesuwając dłoń na jego policzek.
– W takim razie chyba powinnaś już stąd znikać, żeby znowu pałać do mnie nienawiścią…
Oboje wiedzieli, że nie mówił na poważnie. Caroline jednak zauważyła w jego spojrzeniu rezerwę, jakby też na coś czekał, na coś się przygotowywał. Chyba domyślała się już, na co.
Uniosła się na łokciu i przygryzła wargę, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała.
– Chyba powinnam teraz powiedzieć, że moje zachowanie dzisiaj to tylko reakcja na zdradę Tylera… – Zauważyła, że natychmiast cały się spiął i wiedziała już, że trafiła w dziesiątkę. – Powinnam powiedzieć, że już wrócił mi zdrowy rozsądek i że cię nienawidzę i nie chcę cię więcej widzieć.
Po dziwnym błysku w jej oczach Klaus rozpoznał, że nie mówiła poważnie i dopiero wtedy napięcie opuściło jego ciało.
– Ale? – zadał w tym momencie właściwe pytanie. Wiedział, że to musi być jej decyzja. Że musi być tego absolutnie pewna…
Zmarszczyła zabawnie brwi.
– Daj mi jeden powód, a zostanę. – Nie mogła powiedzieć nic więcej. Nie była na to gotowa. Wiedziała natomiast, że coś się zmieniło i w tej chwili nie ma już odwrotu.
Wtedy dopiero znowu się uśmiechnął, a kiedy w świetle księżyca zobaczyła znowu na jego twarzy te przeklęte dołeczki, była już pewna, że to wystarczy, żeby ją zatrzymać, żeby dać mu szansę.
I wtedy to on ją pocałował.
Soundtrack: OCZYWIŚCIE - "Just Give Me a Reason" Pink feat. Nate Ruess
oraz:
BIEGANIE CAROLINE: .:
"So What" - Pink
"What The Hell" Avril Lavigne
"I Knew You Were Trouble" - Taylor Swift
Scena z Klausem: .:
"Begin Again" - Taylor Swift
"Torn" - Natalie Imbruglia/Glee Cast
"Just a Kiss" - Lady Antebellum
"Never Gonna Leave This Bed" - Maroon 5
oraz "Without You", "The Cello Song", "More Than Words", "Just the Way You Are" w wykonaniu The Piano Guys