A/N: Przede wszystkim pragnę podziękować
swojej młodszej siostrze, ANI
- bez niej nie byłabym w stanie napisać tej miniatury:)
Oprócz tego, dziękuję ogromnie Krucyfiks
za to, że jest jedną z moich najwierniejszych czytelniczek:)
Oficjalnie oznajmiam, że jest to najprawdopodobniej najdłuższy rozdział,
jaki udało mi się kiedykolwiek napisać:)
Bardzo jestem ciekawa, co sądzicie na jego temat:)
Disclaimer: Nie posiadam praw autorskich do prac, które zainspirowały to opowiadanie.
Bohaterowie, etc. należą do L.J. Smith i do Producentów serialu "Vampire Diaries" - "Pamiętniki Wampirów"
Jestem jedynie autorką swoich własnych, oryginalnych bohaterów.
Intro: Niespodziewane spotkanie z Damonem doprowadza Martę do równie niespodziewanych wniosków...
Czas i miejsce: wiosna, rok 2023, Nowy Jork
Pairingi: Marta & Elijah, Marta & Damon, Caroline & Klaus, Rebekah & Stefan, Ania & Kol, Damon & Katherine,
Typ: romans, humor, przyjaźń, miłość
Love You I Do
– Sophie, bardzo się cieszę, że już wszystko w porządku… Oczywiście, jak tylko przyjadę znów do Nowego Jorku, bardzo chętnie zjem z tobą lunch… No to pa! – Zakończyłam rozmowę z Sophie i z szerokim uśmiechem na twarzy skręciłam z Piątej Alei w stronę Central Parku, żeby dotrzeć na lunch z Elijah w Per Se.
Sophie Mortimer należała do elity Upper East Side – tak właściwie, była jedną z tych najbardziej wpływowych dziedziczek, które trzymały w garści wszystkich pozostałych. Naprawdę śliczna – drobna, o porcelanowej cerze, długich, rudych lokach i bystrym błękitnym spojrzeniu, szybko zjednywała sobie sympatię każdego rozmówcy. Podejrzewałam, że to dzięki temu zdobyła swą pozycję w towarzystwie – cała jej postać wręcz zachęcała do zwierzeń. Była właściwie kopalnią wiedzy i strażniczką sekretów najważniejszych postaci nowojorskiej elity, potrafiła zdziałać prawdziwe cuda dzięki swym wpływom. Problem polegał tylko na tym, że… rok temu została wampirem. W dodatku – w podobnych okolicznościach co ja.
Poznałyśmy się kilka miesięcy wcześniej, u Bergdorfa Goodmana. Poprosiła mnie o opinię w sprawie sukni, którą właśnie przymierzała. Miała ją założyć na randkę ze swoim nowym chłopakiem i była wtedy strasznie zdenerwowana, trochę nawet niepewna siebie.
Nie zdawała sobie tylko sprawy z tego, że jej obiekt westchnień był… wampirem. W dodatku – najgorszego sortu. Wykorzystywał swój wygląd i czar, by uwodzić piękne i wpływowe kobiety, po czym wbrew ich woli przemieniał je w wampiry i podporządkowywał je sobie za pomocą przywiązania. Taki los spotkał niedługo później Sophie.
Ponieważ jeszcze przed jej przemianą spotkałyśmy się kilka razy na kawie, niedługo po tym, jak zginęła, miałam okazję znów się z nią zobaczyć. Natychmiast zauważyłam różnicę, a dzięki pomocy Elijah oraz możliwości hipnozy jakiś czas później dorwałam tego drania i uwolniłam Sophie i jej podobne spod jego wpływu. To znaczy, udało mi się dzięki hipnozie przesłuchać Sophie i odnaleźć sukinsyna, a Elijah, który wspierał mnie cały czas, pomógł mi… pozbyć się go na dobre.
Nie był to jednak koniec problemów dziewczyny. Całkiem niedawno poznała nowego faceta. Wydawał się w porządku, do momentu, kiedy nie okazał się wilkołakiem. Dwa dni wcześniej miała miejsce pełnia, a ona była z nim akurat tej nocy. Nie zdążył dotrzeć do swojej piwnicy na czas. Skończyło się na lekkim draśnięciu, ale to nie zmieniało faktu, że wilkołaczy jad dostał się do jej organizmu.
Wiedziała kim jestem od momentu, kiedy pomogłam jej uwolnić się od jej narzeczonego-krwiopijcy. Dlatego telefon do mnie był jej pierwszym odruchem. Na szczęście odwiedzałam z Elijah Care i Nika w Nowym Orleanie, więc mogłam dość szybko przylecieć do Nowego Jorku i pomóc jej w samą porę.
Od tamtego momentu wciąż powtarzała, że jest moją dłużniczką i że znajdzie sposób, by mi się jakoś odwdzięczyć. Roześmiałam się i pozwoliłam jej zafundować mi śniadanie tego dnia. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że znajomość z nią będzie pierwszym krokiem do mojego objęcia władzy nad nowojorską elitą oraz lokalnym światem nadprzyrodzonych.
Zadowolona z pozytywnego obrotu spraw, pędziłam na spotkanie z Elijah. Koniecznie chciałam podzielić się z nim tą wieścią. Zastanawiałam się nawet, czy nie użyć wampirzej prędkości i nie przemknąć przez Central Park, ale postanowiłam jednak rozkoszować się przez chwilę wiosną w pełni w Nowym Jorku. W końcu miałam na sobie dzienną sukienkę przed kolano z kwiatowym nadrukiem od Valentino oraz czarne wysokie obcasy z paseczkiem i torebkę od Prady. W biegu strasznie by mi się moje kwiatowe cudo pomięło...
Kiedy jednak wyszłam z Parku i byłam już przy Columbus Circle, zagapiłam się przez chwilę i wpadłam na kogoś. Miałam zamiar przeprosić i pójść szybko w swoją stronę, jednak gdy uniosłam głowę, stanęłam oko w oko ze swoją przeszłością.
Błyskawicznie odsunęłam się na odległość ramienia i przez dłuższą chwilę patrzyłam wszędzie, tylko nie jemu w oczy, nie w tę przystojną twarz zdrajcy i sukinsyna. Próbowałam spowolnić jakoś gonitwę myśli, które krążyły mi w tym momencie w głowie.
Damon odezwał się pierwszy. Ciekawe, wydawał się również dosyć skrępowany.
– Em… Miło cię widzieć. Kopę lat…
O tak. Dokładnie dziesięć. Dekada minęła, odkąd dokładnie w tym mieście zostawiłam go na dobre, śpiewając na cały głos „We Are Never Ever Getting Back Together" Taylor Swift w klubie karaoke. Od tamtej pory jeśli o nim słyszałam, to tylko czasami od Stefana lub Katherine.
Zastanawiałam się, czy znów poczuję, jak moje serce rozbija się na tysiące kawałków. A może ogarnie mnie furia na samą myśl o tym, co zrobił. Albo będę żałować, że nie dałam mu później nigdy szansy?
Wreszcie spojrzałam mu w oczy.
I… Nie poczułam nic. Zdrada, wściekłość, żal, rozpacz… Ale także miłość, pragnienie, tęsknota… Wszystko zniknęło.
Już jakiś czas temu zaczęłam podejrzewać, że mi przeszło, ale bałam się bezpośredniej konfrontacji, żeby ta cała mieszanina uczuć nie zawładnęła mną ponownie. Teraz zaś wreszcie zrozumiałam, że nic już do niego nie czułam.
Powinnam się była domyślić wcześniej, pięć lat temu, kiedy Katherine przyznała, że związała się z nim na nowo. Wtedy też nie zrobiło to na mnie wrażenia, ale myślałam, że tylko tak sobie wmawiałam.
Zdobyłam dowód na to, że… jest mi całkowicie obojętny! Nareszcie się od niego całkiem uwolniłam!
Musiałam milczeć już przez dłuższą chwilę, bo odezwał się ponownie. Wyraźnie wracała mu pewność siebie.
– To jak? Tęskniłaś jednak?
Zupełnie go zignorowałam. W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl – mogę mu to wreszcie powiedzieć! Mogę mu powiedzieć! Już nic mnie nie powstrzymuje!
Zadowolenie, które odczuwałam wcześniej w związku ze sprawą Sophie było niczym w porównaniu ze szczęściem, które mnie w tym momencie przepełniało. Nareszcie! Chciałam wręcz skakać z radości.
Wreszcie jakby się ocknęłam. Posłałam Damonowi tylko lekki uśmiech.
– Wybacz, ale jestem już spóźniona… Pozdrów ode mnie Katherine! – rzuciłam jeszcze przez ramię, mijając go. Nie obchodziło mnie, co w tym momencie sobie o mnie pomyślał. Jedynym mężczyzną, który w tym momencie zaprzątał moje myśli, był Eli.
Do restauracji właściwie biegłam jak na skrzydłach. Miałam ochotę na jego widok po prostu skoczyć mu w ramiona i wykrzyczeć na cały głos, co do niego czuję.
I w tym momencie się zatrzymałam. To wyznanie nie mogło wyjść ode mnie tak po prostu, jak gdyby nigdy nic…
Wyznanie miłości ze strony Elijah było czymś wyjątkowym. Na moje dwudzieste piąte urodziny zabrał mnie na Avalon, prywatną wyspę Mikaelsonów, gdzie – aż do przyjazdu do Nowego Jorku na obchody Nowego Roku – spędziliśmy najcudowniejsze dwa tygodnie mojego życia do tamtej pory. Czułam wzruszenie na samo wspomnienie bożonarodzeniowego poranka – drugiej rocznicy naszego pierwszego pocałunku. Tym razem Eli obudził się u mego boku i dał mi najpiękniejszy dar z możliwych. Uprzedził mnie też wtedy, że nie muszę mu odpowiadać, bo wie, że muszę najpierw uporać się ze swoimi skrajnymi uczuciami do starszego Salvatore'a. Obiecał, że poczeka.
I czekał. Cierpliwie czekał przez ostatnie OSIEM lat. Codziennie, kiedy żegnaliśmy się przed wyjściem z domu, mówił, że mnie kocha, a ja odpowiadałam na to pocałunkiem. Zrobił tak także tego ranka, ja wciąż nie potrafiłam uporządkować swoich uczuć na tyle, żeby odpowiedzieć mu w ten sam sposób.
Zrozumiałam, że kierował mną strach – bałam się ponownego zranienia lub odrzucenia na rzecz kogoś innego. Może w jego przypadku nie byłaby to Elena, ale na przykład Katherine…
A jednak cały ten czas byliśmy przecież razem. Przed pełnym odwzajemnieniem jego uczuć powstrzymywał mnie tylko mój irracjonalny lęk przed złamanym sercem.
Jeszcze zanim dotarłam do Per Se, podjęłam decyzję, zebrałam się w sobie i postanowiłam na razie zachować spokój. Kiedy maitre d' przyprowadził mnie do naszego stolika, a Eli podniósł się na powitanie, jak zwykle, podeszłam najpierw do niego i wycisnęłam na jego ustach szybki pocałunek. Wtedy zdałam sobie z tego sprawę: tak, uczucie do Damona zniknęło dawno temu. Nie miałam pojęcia ani jak, ani kiedy dokładnie, ale wiedziałam na pewno, że w moim sercu było miejsce tylko dla Elijah Mikaelsona.
Bardzo trudne okazało się dla mnie nie szczerzyć się do niego jak idiotka przez cały czas. Złożyliśmy nasze zamówienie, po czym pozornie normalnym tonem powiedziałam:
– To jak? Wracamy dziś do Nowego Orleanu, prawda?
– Kocham Elijah. – Wreszcie powiedziałam to na głos. Dawno już nie czułam tak wielkiej ulgi.
– I to ma być ta wielka nowina? – Rozbawienie w głosie Caroline wyrwało mnie z zadumy.
Uniosłam wzrok i zauważyłam, że zarówno ona, jak i Rebekah, i Ania stoją nade mną z rękoma założonymi na piersi. Z trudem powstrzymywały śmiech. Wszystkie. W pierwszym odruchu miałam ochotę podnieść się i obrażona wymaszerować z pokoju, ale na szczęście odzyskałam zdrowy rozsądek.
Mimo wszystko, podniosłam się, by móc spojrzeć im w oczy.
– Owszem, to jest właśnie ta nowina.
Zdumiewające było, że Bex w tym momencie zdawała się odetchnąć z ulgą.
– Uff… Dobrze, że to o to chodzi. Już się bałam, że zdradziłaś mojego brata z jakimś głupim śmiertelnikiem, bo chciałaś zaciążyć i zapoczątkować nową rasę. – W tym momencie wszystkie trzy spojrzałyśmy na nią z przerażeniem. Wzruszyła ramionami. – No co? Wszystkie wiemy, że to wcale nie jest takie nieprawdopodobne. W końcu odziedziczyłaś nieco charakterku po Niku…
Przewróciłam oczyma.
– Jeśli wpadnę na tak durny pomysł, jak Nik kiedyś, to wiem, że i wy i Eli przywołalibyście mnie do porządku.
– I tego będziemy się trzymać! – odpowiedziały prawie jednocześnie.
Caroline jednak wciąż dręczyła jakaś myśl.
– Ale serio, Em? Ściągnęłaś nas tutaj, żeby oznajmić, że KOCHASZ ELIJAH? Dopiero teraz się skapnęłaś?!
Wydęłam wargi, zakładając ręce na piersi.
– I kto to mówi? Też ci lata zajęło, żeby się przyznać sama przed sobą, że z Nikiem wcale nie jesteś tylko dla seksu i podróży dookoła świata… – Rebekah i Ania przytaknęły mi. – I wtedy też najpierw przyleciałaś z tą wieścią do nas.
– A co miałam robić? Przecież nie mogłam mu wtedy tak prostu się przyznać!
– Osobiście, to wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego obie uznałyście, że musicie najpierw podzielić się tym z nami, a dopiero potem z nimi… – wtrąciła w tym momencie moja kochana, przemądrzała, młodsza siostrzyczka.
Spiorunowałam ją wzrokiem.
– Nie każda z nas miała tak dobrze, jak ty. Pamiętaj, że także mnie zawdzięczasz takie dobre zachowanie Kola wobec ciebie. To mój przyjaciel, ale musiałam się trochę przyłożyć, żeby go wychować, sprawić by dorósł i stał się przynajmniej znośny, zanim do ciebie przyjedzie! – warknęłam, bo w końcu najlepszą formą obrony jest atak. Nie miałam ochoty przyznawać, że Ania miała jednak trochę racji.
– Och, wszystkie doskonale wiemy, jakich metod „wychowawczych" użyłaś! – Moja droga siostra postanowiła nie być mi dłużna.
– Serio? Jak długo jeszcze zamierzasz mi to wypominać? Z Kolem jesteśmy już od ponad dziesięciu lat TYLKO przyjaciółmi! Byliśmy nimi od samego początku, a ten jeden, nic nie znaczący epizod był tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę!
– Uspokójcie się! Wszystkie wiemy, że rozpamiętywanie waszych historii rodem z telenoweli nie ma sensu! – Care miała już dość, a twarz Rebekah wyrażała po prostu niesmak.
– O! Znalazła się mądra! - skomentowała Ania.
– Właśnie! – dodałam. – A pamiętasz, jak sama nie mogłaś zdecydować: „Kocham Matta! Albo nie - Tylera! A właściwie, to chyba jednak wolę Klausa!" – zakpiłam.
– Niezależnie od tego, jak „wielką ochotę" mam, by posłuchać sobie jeszcze trochę o życiu erotycznym mojego brata, proponuję jednak, żebyśmy wróciły do pierwotnej kwestii. – wtrąciła zdegustowana Blond Pierwotna – Przynajmniej jedna z nas musi mieć odrobinę oleju w głowie.
– Jakaś ty mądra! – obruszyła się Care. – Wydaje ci się, że skoro cały czas kochałaś Stefana, to jesteś ekspertką od związków? Wyobraź sobie, że Nik opowiedział mi o twoich wcześniejszych, tysiącletnich problemach z facetami. Taylor Swift starczyłoby z nich inspiracji na dziesięć płyt! – pisnęła.
Kiedy uświadomiłyśmy sobie, jak komicznie to zabrzmiało, wszystkie zgodnie wybuchłyśmy śmiechem.
– O rany, nie wierzę że udało nam się przejść od Elijah do Taylor Swift! – skomentowała Ania, trzymając się za brzuch ze śmiechu.
– Chyba wszystkie przyznamy, że mamy za sobą najróżniejsze przejścia w sferze damsko-męskiej. – uznała Caroline. – No dobra, wracając do sedna, czemu tak dziwi cię odkrycie twoich własnych uczuć względem Elijah? – spytała wreszcie, kiedy udało nam się uspokoić.
– Przecież ktokolwiek, kto ma oczy, zauważył, że zwariowaliście na swoim punkcie! – dodała Rebekah.
– Jeśli w ogóle można powiedzieć, że Elijah mógłby zwariować. – Kiedy spojrzałyśmy na Anię, nie bardzo rozumiejąc, zaraz wyjaśniła. – No wiecie, jest zawsze taki poważny i opanowany… Nie wygląda na kogoś, kto pozwalałby sobie na jakieś szaleństwa…
Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Nie mogłam też odsunąć od siebie wspomnienia z tego samego wieczora, kiedy najpierw kochaliśmy się z Elim kilka razy na pokładzie naszego odrzutowca. Potem zaś, jako że nie mogliśmy zbyt długo trzymać rąk przy sobie – na tylnym siedzeniu Rolls Royce'a, którego Nik przysłał po nas na lotnisko. Nie było w nim, jak w limuzynie, wysuwanej ścianki oddzielającej nas od kierowcy. Zamiast tego musieliśmy go zahipnotyzować, żeby w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się dzieje z tyłu… Innym razem Eli poszedł ze mną na zakupy i trafiliśmy do działu z bielizną. Wystarczyło, że wyszłam z przebieralni, by pokazać mu się w pierwszym komplecie, a zaciągnął mnie do niej z powrotem…
Wciąż żywe wspomnienia spowodowały, że na chwilę zupełnie odpłynęłam. Nagle poczułam na sobie pytające spojrzenia dziewczyn. Kiedy oprzytomniałam, były nie tylko zaciekawione, ale także znów rozbawione.
– Ach, to nic takiego. Po prostu nie należy zawsze wierzyć pozorom…
Im może Elijah wydawał się czasem strasznie sztywny, a na pewno zawsze nadzwyczaj opanowany. Ponieważ jednak już od lat byliśmy razem, ja wręcz instynktownie rejestrowałam zmiany jego nastroju. Nawet, kiedy na zewnątrz zdawał się wręcz oazą spokoju, w jego pięknych, pełnych wyrazu oczach koloru ciemnej czekolady potrafiłam bez trudu rozpoznać, co naprawdę w danym momencie chodzi mu po głowie. Przypomniałam sobie, że to przy mnie Eli zawsze zdawał się być bardziej zrelaksowany i rozluźniony. Miałam wrażenie, że do tej pory zawsze trochę bał się utraty panowania nad sobą. Pod tym względem byliśmy do siebie podobni – oboje tak długo przepełnieni lękiem by otworzyć się przed kimś całkowicie.
I właśnie ten lęk musiałam w tym momencie przezwyciężyć. Tylko on nas jeszcze dzielił – Eli już mi przecież zaufał. A ja mogłam wreszcie to odwzajemnić.
Dziewczyny postanowiły nie komentować mojej odpowiedzi, wymieniły tylko między sobą spojrzenia. Uznałam, że muszę wreszcie wyjaśnić istotę mojego problemu.
– Wróćmy lepiej do meritum. Chodzi o to, że… wiecie, Elijah już dawno wyznał, że mnie kocha…
W tym momencie postanowiła się wtrącić Rebekah.
– Cóż, jeśli nie zorientowałybyśmy się po smsach, to późniejsze telefony i okrzyki typu:„Elijah mnie kocha! Powiedział mi te Dwa Najważniejsze Słowa!" na pewno mogłyby nam służyć za wskazówkę…
Uśmiechnęłam się do niej kwaśno.
– Sama zareagowałaś podobnie, kiedy Stefan powiedział ci to samo! Ale nie o to chodzi. Czego nie wiecie, to tego, że nie tylko nie mogłam się przemóc, żeby sama wyznać mu miłość, ale… On codziennie, naprawdę dzień w dzień, cierpliwie mi to powtarza – dzisiaj również.
– Chcesz powiedzieć, że on od OŚMIU LAT cierpliwie czeka, aż łaskawie jakoś mu odpowiesz? – Oczy Ani były wielkie jak spodki. Jej chyba jest w to najtrudniej uwierzyć z nas wszystkich. Przecież zna mnie najlepiej. Tylko że ona, w przeciwieństwie do mnie, kiedy poznała Kola, nie miała już wcześniej złamanego serca przez samolubnego dupka. Nikt jej wcześniej nie zdradził i nie skrzywdził tak bardzo, jak Damon mnie.
Mimo wszystko, mnie samą bolało, że tak długo nie mogłam się uporać z własnymi uczuciami.
– Właśnie to chcę powiedzieć. – przyznałam dosyć niechętnie. – Chodzi o to, że on od samego początku mi powiedział, że spokojnie poczeka, aż uporządkuje swoje sprawy z Damonem. A ja przez cały ten czas bałam się, że jeśli znowu go spotkam, będę chciała dać mu jeszcze jedną szansę… – Zauważyłam, jak Care i Rebekah przewróciły oczami i skrzywiły się z niesmakiem. W końcu same widziały, jak przez wściekłość na krzywdzącego mnie Damona przemieniłam się w Pierwotną Hybrydę… To one musiały pomagać mi jakoś się pozbierać. One i… Elijah.
– Natomiast… dzisiaj rano właśnie wpadłam przypadkiem na Salvatore'a, jak biegłam na spotkanie z Elim. – To zdecydowanie zwróciło ich uwagę.
– I? – spytała niecierpliwie Care.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
– I zorientowałam się, że… ABSOLUTNIE NIC już do niego nie czuję!
Zamiast okrzyków radości, których się spodziewałam, usłyszałam tylko ich ciężkie westchnienia.
– I naprawdę potrzebowałaś aż tyle czasu, żeby się upewnić? – mruknęła Rebekah, jakby zmęczonym głosem.
Zmrużyłam oczy, ale zaraz się zorientowałam, że przecież i tak właściwie nic nie mam na swoją obronę.
– Owszem, aż tyle. I właśnie na tym polega problem! – wykrzyknęłam. – Elijah, ten cudowny, wspaniały facet tak długo cierpliwie czekał, żebym mu odpowiedziała, że także go kocham… I chcę, żeby to było coś specjalnego, bo właśnie na to zasługuje!
Zaraz wydały z siebie pomruk zrozumienia. Rozsiadły się wygodnie na fotelach i uśmiechnęły szeroko.
– Trzeba było tak od razu! – mruknęła moja siostra.
– Masz już jakiś pomysł? – spytała Care. Wszystkie wyglądały na tak zadowolone z siebie, że się zastanawiałam, czy szczęki ich nie bolą od ciągłego szczerzenia się.
Przytaknęłam.
– Pomyślałam… – zawahałam się przez chwilę. Odwróciłam się do nich plecami i podeszłam do dużego okna, z którego rozciągał się widok na French Quarter w Nowym Orleanie. Nik wybrał doskonałą lokalizację dla swojej siedziby. Kiedy wpatrywałam się w światła miasta, łatwiej było mi wyrzucić z siebie kolejne słowa. – Kiedy Elijah powiedział mi to po raz pierwszy, byliśmy całkiem sami, na bezludnej wyspie. To było cudowne. Potem jednak dzień za dniem musiał przeżywać, jak nie byłam w stanie zwerbalizować swoich uczuć do niego. Starał się tego nie okazywać, ale ja widziałam, że w ten sposób go ranię. Uznałam, że może w tej sytuacji mogłabym mu to jakoś wynagrodzić, gdybym wystawiła się na możliwość publicznego ośmieszenia…
– Kochana, prosisz o pomoc właściwe osoby – powiedziała Caroline, zacierając ręce. Zauważyłam, że, najwyraźniej pod wpływem Nika, nadzwyczaj polubiła zwracać się do mnie za pomocą tego czułego słówka. To było zawsze zabawne. – Ale nie potrafię kreatywnie myśleć bez procentów. – dodała, wyciągając z szafki butelkę naprawdę ekskluzywnego białego wina i cztery kieliszki – Nie ma to jak barek Nika! To jak? Która pierwsza? Bo ja już mam pomysł! – zaczęła, nalewając nam wszystkim trunek.
Pięć kolejek później wciąż byłyśmy w lesie… Zaczęły nam do głowy przychodzić coraz głupsze pomysły...
– A może tak, zabierzesz go na romantyczny spacer po Hyde Parku - w końcu Londyn to wasze ukochane miasto, nie? – odezwała się Caroline.
– I co dalej? – spytałam, dopijając kolejny kieliszek.
– I wtedy nad waszymi głowami przeleci wielki sterowiec z telebimem, a na nim napis: „Kocham Cię, Elijah. Bądź moją Walentynką!". Ziuuuu! – zaprezentowała, po czym ryknęła śmiechem i prawie spadła przy tym z fotela.
– Ha ha ha, widziałaś kiedyś sterowiec? One nie robią „Ziuuu!". – przewróciła oczami Rebekah, chwiejąc się lekko.
– Detale. – machnęła ręką Care. – Miało być ośmieszająco, nie?
– Przyznam, to ci się udało. – skwitowałam – Ale czekam na poważne propozycje.
– Ja mam! – Ania niczym pierwszoklasistka wyciągnęła rękę do góry. – Staniesz pod waszym balkonem, zaśpiewasz serenadę i sprezentujesz mu taki zawstydzająco wielki bukiet w kształcie serca z różowych baloników! O… TAKI! – pokazała rękoma, wylewając przy tym połowę wina ze swojego kieliszka.
W odpowiedzi jedynie zasłoniłam twarz dłonią i pokręciłam głową.
– Bex? Proszę, jesteś moją ostatnią nadzieją! – spojrzałam na nią błagalnie.
Blond Pierwotna nalała sobie jeszcze kieliszek wina, wypiła całość duszkiem, cały czas namyślając się głęboko.
– Mam. - powiedziała w końcu.
– No…? – popatrzyłam na nią wyczekująco.
– Zabierz go do włoskiej knajpy, wiem, że je lubi. – Pokiwałam głową. – Zamówcie spaghetti, tylko koniecznie bolognese. A jak już je wam podadzą, poturlaj pulpeta nosem w jego stronę. Czyny mówią więcej niż słowa! – dokończyła triumfalnie, unosząc kieliszek w geście toastu.
Popatrzyłam na nią, osłupiała. Dziewczyny zaś pokładały się ze śmiechu.
– Dość, masz szlaban na „Zakochanego Kundla"! – Caroline wcelowała w Rebekah palcem. – Ale, Ania! Ten twój pomysł był całkiem niegłupi! – dodała, zwracając się w stronę mojej siostry.
– Ha! Wiedziałam, że baloniki ci się spodobają! – wyszczerzyła zęby Ania.
– Nie, nie, to pierwsze. – pokręciła głową, trochę zbyt energicznie. – Marta umie śpiewać, na własne oczy widziałam. Pamiętasz, nie? – dodała, przytulając mnie do siebie i niemal dusząc. – Co za wieczór, Whitney Houston, klasyka! – westchnęła.
Pod wpływem alkoholu prawie że widziałam, jak nad moją głową zapala się żarówka, jak z kreskówki.
– Caroline! Jesteś genialna! – cmoknęłam ją głośno w policzek.
– Ej! To był mój pomysł! – wtrąciła się Ania.
– A ja co? Nie nadaję się? – spytała smutno Bex, wydymając usta.
– Skąd! – zaprzeczyłam. – Ty nam pomożesz wybrać piosenkę, w końcu najlepiej znasz Elijah! – oznajmiłam z entuzjazmem. – Tak więc, słucham propozycji!
– To nie słuchaj, tylko pokaż playlistę. – Rebekah od razu zabrała się za powierzone jej zadanie.
Posłusznie podłączyłam swojego iPoda do stacji i rozpoczęłyśmy poszukiwania piosenki idealnej.
– To brzmi nieźle. – oznajmiła Care, włączając „A Love That Will Last". Po chwili otulił nas ciepły głos Renee Olstead.
– Ja wiem, do tej piosenki po raz pierwszy tańczyliśmy. – przyznałam, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Piękna jest, ale czy ja wiem, taka trochę mało… – tu Rebekah urwała, szukając właściwego określenia. – publiczna. Trochę kameralna, jak chcesz mu okazać uczucia publicznie, potrzebujesz czegoś mocniejszego. – Wzruszyła ramionami.
Pokiwałyśmy głowami.
– No dobrze, następne… „A Thousand Years"? – spytała Care.
– To też nie. – wtrąciła szybko Blond Pierwotna.
– Czemu? – spytała Ania, marszcząc brwi. – Jest super, pomijając tą całą „zmierzchową" otoczkę.
– To piosenka moja i Stefana. – wybąkała Bex, rumieniąc się, o ile w przypadku wampira to w ogóle możliwe. – Wybacz, Em.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęłam się. – Jedziemy dalej.
– „All I Do Is Dream Of You" – podsunęła Caroline, przewijając playlistę.
– No nie wiem. – zacmokałam, namyślając się. – Nie muszę już o nim marzyć, on tu jest, nie?
Wszystkie trzy zgodziły się z tym jakże logicznym argumentem, upijając jednocześnie po kolejnym łyku z naszych kieliszków.
– Zaraz, wiem, w „Glee" była taka cudowna piosenka, ta mała ją śpiewała, Sunshine Cośtam. – przypomniała sobie Ania.
– Sunshine Corazon – Pokiwała głową Rebekah, z którą ostatnio nadrobiłyśmy zaległości serialowe. – Kiedy to było… Mam ją u siebie w odtwarzaczu. – dodała, włączając utwór.
– „As Long As You're There", znam ją. – zgodziłam się. – Ale strasznie dużo par bierze ją na pierwszy taniec na weselu, ja potrzebuję czegoś specjalnego.
– Jedynego w swoim rodzaju. – przyznała Care tak poważnym tonem, jak tylko jest to w stanie zrobić osoba mocno wstawiona. – To co jeszcze mamy?
– Haha, to się nigdy nie starzeje! – wykrzyknęła triumfalnie moja siostra, która przejęła kontrolę nad iPodem. Chwilę później zaczęłyśmy zgodnie kiwać głowami niczym pieski na półce, kiedy z głośników rozległo się „Be My Baby" The Ronnettes z „Dirty Dancing".
– Ale tu są potrzebne chórki, a ja chciałabym to zrobić sama. – przyznałam. – No chyba, że zgłaszacie się na ochotniczki?
– Dobrze wiesz, że Kol znosi moje wycie tylko dlatego, że mnie kocha. To z jego strony wielkie poświęcenie zważywszy na wampirzy słuch. – zaśmiała się Ania.
– Ja pasuję. – odparła Rebekah – A Caroline sama to za mało.
– Zawsze mogę poprosić Nika! – Care wydawała się olśniona tą myślą. – Zrobi dla mnie wszystko!
Wizja Nika kołyszącego się do rytmów big beatu z żelem we włosach, wywijającego mikrofonem rozbawiła nas tak bardzo, że potrzebowałyśmy dłuższej chwili, żeby się uspokoić i ze dwóch kieliszków wina dla ochłody.
– No dobra, jedziemy dalej! – zarządziłam. – Skoro już jesteśmy przy Taylor Swift, to może „Begin Again"? Zawsze mi się z nami kojarzyło…
Ania z Care rozpłynęły się w zachwycie, Bekah jednak pokręciła głową:
– Też to uwielbiam, ale chyba nie chcesz go porównywać z Damonem?
Zastanowiłam się przez chwilę. Miała trochę racji.
– Ok, z zupełnie innej beczki - „For Once In My Life" Steviego Wondera?
– Oooo, to jest boskie! – zawołała Ania, wywijając do rytmu rękoma na wszystkie strony. Dziewczyny popatrzyły na nią zdziwione, po czym Bex skomentowała:
– Zbyt żywe – i właśnie dlatego nie. Ale mam inną koncepcję. Jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości jakie istnieją – zawiesiła głos, robiąc dramatyczną pauzę. Wszystkie czekałyśmy niecierpliwie, co zaproponuje – „Make You Feel My Love" w wykonaniu Adele.
Wszystkie westchnęłyśmy, zgadzając się w stu procentach.
– Jest tylko jedno ale. – przyznałam.
– Jakie? To jest idealne, nie można się czepić! – zaprzeczyła Care.
– Zanim dojdę do końca pierwszej zwrotki, poryczę się jak dziecko. – odparłam.
Pokiwały głowami ze zrozumieniem.
– Co tam jeszcze masz? – spytałam Ani, która przeglądała dalej playlistę.
– Na przykład „If I Ain't Got You" Alicii Keys…
– Eee, nieee. – Caroline zdecydowanie pokręciła głową. – On ci robi tyle prezentów, a ty mu mówisz, że masz to wszystko gdzieś? Zgłupiałaś? Nie ma mowy, jedziemy dalej! – Wzięła do ręki iPoda i kontynuowała poszukiwania.
– Mhm… – zamyśliła się – „Someone To Watch To Over Me" – słyszałam, jak to śpiewasz. Brzmi genialnie.
– Ale to piosenka osoby samotnej i czekającej na Tego Jedynego, którego ja już spotkałam. Nie trzyma się kupy. – odmówiłam. Od razu też zaczerwieniłam się lekko, bo przypomniałam sobie, jak specjalna jest ta piosenka dla mnie i Eliego. To właśnie ją śpiewałam tego wieczora, kiedy po raz pierwszy NAPRAWDĘ spędziliśmy razem noc… I właśnie dlatego absolutnie niemożliwym było, żebym zaśpiewała ją publicznie.
– No dobra, nie to nie, ależ wy jesteście wymagające – mruknęła moja blond przyjaciółka.
Wtedy odezwała się Rebekah:
– Zaraz zaraz, a jak już wspominałyśmy „Glee", to przecież Rachel ma takie dwa cudowne występy, „Without You" i…
– „The Only Exception"! – powiedziała równocześnie Ania, kiwając głową. – Piękne! Co ty na to? – Spojrzała w moją stronę.
– No piękne, piękne. Ale w „Without You" ona śpiewa, jak się czuje bez niego, a ja chcę powiedzieć, jak się czuję przy nim. – powiedziałam – Natomiast „The Only Exception" nie do końca pokrywa się z moją historią. W końcu my miałyśmy szczęśliwe dzieciństwo, co nie? – dodałam, a Ania przytaknęła.
– No to już nie wiem! – westchnęła Rebekah i opadła zrezygnowana na kanapę z kolejnym kieliszkiem wina.
Zamyśliłyśmy się wszystkie. Taki repertuar i wszystkie niemal idealne. Niemal… No właśnie. Zaczęłam tracić nadzieję, kiedy Caroline poddała pomysł:
– A co z „I Turn To You" Christiny Aguilery? Znasz to?
– Jasne, że znam. – odpowiedziałam. – Dobry trop, tylko to musi być coś żywszego… „Because You Loved Me" też odpada, dokładnie z tego samego powodu – odparłam, kiedy Ania otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. – Muszę mu to powiedzieć wprost, to musi tam wybrzmieć, bo inaczej nie jestem w stanie tego tak po prostu powiedzieć. „I love you…" – zamilkłam na chwilę, zastanawiając się. Doszło do tego, że zaczęłam nucić bez ładu i składu, opierając się tylko na tych trzech słowach. Dziewczyny popatrzyły na mnie, jakbym była niespełna rozumu.
– Kurczę, to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe… – powiedziałam, ni stąd, ni zowąd, zastanawiając się nad istotą swojej relacji z Elijah. I nagle mnie olśniło!
– Mam! – wykrzyknęłam triumfalnie. – Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłam. Od dziesięciu lat śpiewam to zawsze, kiedy o nim myślę. Po prostu idealne! – podsumowałam.
Care, Bex i Ania odetchnęły z ulgą.
– No dobra, myślę że taki sukces należy uczcić toastem! – oznajmiła Caroline i ponownie napełniła nam kieliszki resztką wina z czwartej butelki. A może nawet piątej? Nie pamiętam. – Dobra kochana, a teraz powiedz nam, co takiego wymyśliłaś?
Myślałam, że będę zdenerwowana. Powinnam być. Powinnam zastanawiać się, czy dobrze robię, czy to na pewno dobry pomysł.
A jednak. Kiedy już wszystkie wytrzeźwiałyśmy, zorientowałyśmy się, że mimo wszystko udało nam się wspólnie obmyślić bardzo szczegółowy plan tego, jak powinnam wyznać miłość Eliemu.
Caroline, ze swej strony, obiecała mi załatwić możliwość występu w jednym ze znanych klubów jazzowych w Nowym Orleanie. Od tego zależało, czy mój plan się powiedzie, czy nie. Na szczęście, dzięki temu, że Klaus właściwie panował nad French Quarter, wpływy Care zdawały się nie mieć granic. W ten sposób miałyśmy niecały tydzień, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Wreszcie nadszedł moment, kiedy miałam przygotować się już do wyjścia. Dziewczyny doskonale wyczuwały, że potrzebuję do tego chwili samotności. Weszłam do swojej przepastnej garderoby i wyciągnęłam z niej kreację, którą razem z przyjaciółkami wybrałam już poprzedniego dnia.
Czarna, jedwabna suknia do ziemi, którą zaprojektował Roberto Cavalli, ozdobiona była głównie złotymi cekinami ułożonymi w geometryczne wzory. Charakterystyczny był w niej głęboki dekolt, zapięcie na szyi oraz prawie całkiem odsłonięte plecy. Całość przylegała do mojego ciała jak druga skóra, a fasonem przypominała trochę szykowne, stylowe kreacje w stylu lat 20-tych XX w. Do tego dopasowane zostały przez nas moje śliczne, czarne, satynowe szpilki Dolce & Gabbana, ozdobione kryształkami przypominającymi kształtem kwiat. W skład zestawu wchodziła jeszcze czarno-złota kopertówka od Alexandra McQueena oraz długie, jadeitowe kolczyki-łezki w oprawie z czternastokaratowego złota oraz ozdobione drobnymi diamencikami.
Włosy już wcześniej dziewczyny pomogły mi upiąć w elegancki kok, więc pozostało mi tylko zrobić makijaż i wskoczyć w przygotowany strój. Gdy byłam już gotowa, obejrzałam się ze wszystkich stron w największym lustrze i wreszcie uznałam, że jestem w stanie stawić czoło wyzwaniu, jakie stało przede mną.
Jeśli miałam jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to znikły, gdy Elijah zjawił się w pokoju, żebyśmy razem mogli pojechać do klubu. Nawet ktoś, kto całkiem by go nie znał, byłby w stanie zauważyć, jak jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu na mój widok.
– Najdroższa, jak zwykle, wszyscy będą mi zazdrościć, że towarzyszy mi najpiękniejsza kobieta w mieście… – mruknął z zadowoleniem, kiedy zbliżyłam się, by na powitanie wycisnąć na jego ustach szybki pocałunek.
Nie mogłam nie odpowiedzieć na jego uśmiech i poczułam zaraz, jak kąciki moich ust jakby same się unoszą.
– Eli, wygląda na to, że ten komplement nigdy mi się nie znudzi. – Puściłam do niego oko, i zauważyłam rozbawienie w jego czekoladowych oczach. Rozbawienie i… o wiele, wiele więcej. Objął mnie w pasie, a ja wtuliłam się w jego bok. I wtedy już wiedziałam na pewno. Ruszyliśmy na dół, do czekającego już na nas w gotowości astona martina, a ja przez ten czas opierałam lekko głowę na ramieniu ukochanego i zastanawiałam się, dlaczego tak długo mi zajęło odkrycie, co do niego naprawdę czuję.
Przecież, kiedy był przy mnie, wszystko zdawało się wracać na swoje miejsce. Czułam się kochana, bezpieczna i silna. Wiedziałam, że razem jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Z jednej strony miał do mnie wręcz anielską cierpliwość, a z drugiej – nieustannie rzucał mi wyzwania, pomagał mi stawać się lepszą. Sama też wiedziałam, że jestem mu potrzebna, że dzięki mnie śmieje się częściej i bardziej szczerze. Kiedy ja byłam impulsywna, on zachowywał zdrowy rozsądek. Kiedy on zamykał się w sobie i stawał się ponury, ja zarażałam go swoją energią i entuzjazmem. Kiedy ja byłam niepewna i przepełniał mnie lęk, on dawał mi oparcie.
Elijah pomógł mi zająć miejsce na fotelu pasażera, po czym zamknął za mną drzwi i okrążył samochód, żeby usiąść za kierownicą. Wciąż szukałam u siebie chociaż śladu zdenerwowania. Nie, nie było go tam. Wiedziałam, że postępuję słusznie. Czułam, że już dawno powinnam była to zrobić. Niczego nie byłam bardziej pewna, niż tego, że kocham Eliego.
Kiedy wrzucał bieg, położyłam dłoń na jego, a wtedy on, instynktownie, splótł palce z moimi i podniósł do ust. W tym momencie patrzyliśmy sobie prosto w oczy i zdawałam sobie sprawę z tego, jak wiele chce mi przekazać za pomocą tego jednego, prostego gestu. Nie potrzeba nam było słów. Natychmiast ogarnął mnie spokój.
Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy wrócimy już do domu.
Znaleźliśmy się w tym klubie jazzowym pod prostym pretekstem – Care zaproponowała to wyjście, bo dawno już tam nie byliśmy. Jak gdyby wcale nie chodziło nam o to, że mieli najlepszy jazz band w mieście. Bawiliśmy się świetnie, muzyka była cudowna i właściwie nie schodziliśmy z Elijah z parkietu. Śmialiśmy się i żartowaliśmy – najczęściej z Kola i Stefana. Z pierwszego – ponieważ trudno mu było w ogóle znieść jazz, a z drugiego – ponieważ tańczył tylko i wyłącznie dlatego, że w przeciwnym razie Rebekah śmiertelnie by się na niego obraziła. Ale absolutnie, nie był pantoflarzem. Ani trochę.
Nagle mistrz ceremonii zapowiedział specjalnego gościa wieczoru.
– Mam przyjemność zaprosić na scenę… Renee Olstead!
Uniosłam głowę, żebyśmy mogli z Elim spojrzeć sobie w oczy. Wyglądał na zaskoczonego, a ja udałam, że jestem zdumiona, jakbym wcale nie wiedziała, że Bex udało się to załatwić to specjalnie dla mnie.
Wymieniliśmy z Elijah porozumiewawcze uśmiechy, kiedy zabrzmiały pierwsze takty „A Love That Will Last". Poczułam, jak przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej, jak jego zręczne dłonie przesuwają się po moich odkrytych plecach. Natychmiast poczułam, jak przez całe moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze, ale dałam to po sobie znać tylko tym, że nieco mocniej ścisnęłam drugą dłoń Eliego. Oprócz tego także, niby przypadkiem, przesunęłam wzrokiem po jego wargach, zastanawiając się, czy nie byłby to dobry pomysł już w tym momencie pocałować go tam, na parkiecie. Z wielkim trudem jednak pokonałam pokusę. Na wszystko był czas i miejsce. Musiałam na to dopiero zasłużyć.
Żeby mnie więcej nie kusiło, przytuliłam twarz do jego piersi, wdychając jego zapach. Nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać bezpiecznej przystani jego ramion. Wiedziałam jednak, że zaraz po „A Love That Will Last" nadejdzie moja godzina prawdy…
Pod koniec piosenki pociągnęłam Eliego lekko za sobą, żeby zajął miejsce przy stoliku. Chciał najpierw mi odsunąć krzesło, żebym usiadła pierwsza, ale pokręciłam lekko głową i pocałowałam go w policzek. Jednocześnie szepnęłam mu do ucha:
– Cokolwiek się stanie, proszę, Kochanie, nie ruszaj się stąd.
Po czym odeszłam od stolika, niby w stronę toalet, a w praktyce – w pobliże sceny. Już dwa dni wcześniej przećwiczyłam z zespołem piosenkę i wszystko grało. Wymieniłam z muzykami porozumiewawcze uśmiechy.
Kiedy Renee opuściła scenę, mistrz ceremonii pojawił się na niej ponownie.
– A teraz zapraszam na scenę ochotników, którzy zgłosili się do nas w ciągu minionego tygodnia…
Wszyscy mieliśmy przydzieloną kolejność, więc wiedziałam, że będę pierwsza. Poza tym, specjalnie poprosiłam, by nie padło moje nazwisko ani tytuł piosenki W końcu to miała być niespodzianka.
Mistrz ceremonii uśmiechnął się do mnie szeroko i pomógł mi wspiąć się na scenę w długiej do ziemi sukni. Zaraz też podał mi mikrofon. Wiedział, co zaśpiewam i jak mi idzie, po był na mojej próbie z muzykami dwa dni wcześniej.
– Powodzenia, Słońce.
Podziękowałam, posyłając mu szeroki uśmiech. Zaraz też stanęłam na środku sceny. Zauważyłam rozbawione, ale jednocześnie trzymające za mnie kciuki Anię, Bex oraz Care, ale także ich zdumionych partnerów. Po chwili jednak całą swoją uwagę skoncentrowałam na postaci Elijah, którego miałam dokładnie przed sobą. Jeśli przez jego twarz przemknął wyraz szoku, to zaraz udało mu się opanować. W jego oczach widziałam jednak wyraźnie oszołomienie i miałam nadzieję, że zaraz ich miejsce zajmie to samo uczucie, które widziałam, kiedy codziennie wyznawał, że mnie kocha.
W końcu teraz przyszła kolej na mnie, by mu odpowiedzieć.
Zanim jeszcze rozległy się pierwsze takty mojej piosenki, pozwolono mi ją zadedykować. Nie przerywając kontaktu wzrokowego z Elijah, odezwałam się wreszcie:
– Dobry wieczór. Tę piosenkę wykonam specjalnie dla najważniejszego mężczyzny w moim życiu. Chcę mu w ten sposób podziękować za to, że jest przy mnie zawsze. – Zaraz jednak zwróciłam się bezpośrednio do Eliego. – Najdroższy, oboje wiemy, że czasem trudno jest mi wyrazić dokładnie to, co czuję. Mam nadzieję, że dzięki tej piosence zdołam… wyśpiewać, co mi w duszy gra już od dawna…
Muzycy wiedzieli, że w ten sposób daję im znak do rozpoczęcia. Uśmiechnęłam się szeroko do siebie, Elijah, oraz całej publiczności i wreszcie zaczęłam:
Never met a man
Quite like you
Doing all you can
Making my dreams come true
Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść? Przecież każdy wers tej piosenki odnosił się do Elijah i do tego, jak bardzo jestem mu za wszystko wdzięczna. W każdy dźwięk wkładałam całe swe uczucie do niego, a i tak czułam, że mam go wciąż pod dostatkiem.
You're strong and you're smart
You've taking my heart
And I'll give you the rest of me too
Radosne dźwięki piosenki zdawały się przenikać mnie całą. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak swobodnie na scenie, jak w tym momencie. Szczególnie, że już za moment, za chwilę, miałam wreszcie zwerbalizować, co czuję do Eliego. Miałam wreszcie odpowiedzieć na jego wyznanie miłości. I nie zrobiłam tego, wylewając z siebie łzy, tylko wyśpiewując wesołe tony, pełne energii, która rozpierała mnie od środka.
You're the perfect man for me
I love you I do
Mm I love ya
Już po pierwszych taktach zauważyłam, że Elijah zmienił się lekko na twarzy, jakby nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jakby się może spodziewał, że albo w trakcie zmienię zdanie, albo zmienię piosenkę. Kiedy jednak to z siebie wydusiłam, zabrzmiało to jak najbardziej naturalna rzecz pod słońcem – jakbym każdego dnia była w stanie odpowiedzieć słowami na jego wyznanie.
Widziałam w jego oczach – tych moich ukochanych, pełnych wyrazu oczach – ogrom uczucia, jakim on sam mnie darzył. Była tam także przeogromna radość i chyba także ulga – jakby do tej pory obawiał się, że nigdy się nie zdobędę, by także wyznać mu miłość. A jednak… To jeszcze nie był koniec. Dopiero się rozkręcałam.
I've never felt
Quite like this
Good about myself
From my very first kiss
I'm here when you call
You've got it all
And confidence like I never knew
You're the perfect man for me
I love you I do
Za każdym razem, gdy wypowiadałam te słowa, stawało się to coraz łatwiejsze. W tym momencie byłam przekonana, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby to było jedyne, co miałabym do niego mówić przez całą wieczność. Najlepsze było to, że w słowach piosenki zawarło się także tak wiele rzeczy, za które byłam tak bardzo Eliemu wdzięczna…
You've got a charm
You simply disarm me every time
As long as u drive
I'm along for the ride
Your the way
I said it before
There won't be a door
That's closed to us
Putting all my trust in you
Cause you, you'll always be true, Oh
Tuż przed ostatnią zwrotką, zabrałam mikrofon i, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego z Elijah, zaczęłam bardzo powoli zbliżać się do schodków, by zejść ze sceny i znaleźć się na parkiecie. Z każdym wersem pokonywałam kolejny krok, by być bliżej ukochanego. Szybko też znalazłam się już między stolikami, świadoma, że oczy wszystkich na sali skupione są w tej chwili na mnie. Nie mogło mnie to jednak w tej chwili mniej obchodzić. Najważniejsze było, żeby Elijah po raz kolejny usłyszał, jak wypowiadam te kilka, jakże prostych, a jakże ważnych dla nas słów.
I never could have known
This would be,
Oh you and you alone, yeah
Now for me
I know you're the best
You've passed every test
It's almost too good to be true
Tuż przed samą końcówką znalazłam się dokładnie przed Elijah. Nie namyślając się zbyt długo, usiadłam mu bokiem na kolanach, by ostatni raz powtórzyć jeszcze refren. Eli instynktownie objął mnie w pasie. Nasze twarze dzieliły już tylko centymetry i wiedziałam, że nie ma dla mnie lepszego miejsca na świecie.
You're the perfect man for me
I love you I do
Brawurowo, wkładając w to całą siebie, wszystkie te lata frustracji i niepewności, ale także radość, smutek, wściekłość, ale i wewnętrzny spokój, jaki mnie tak często ogarniał w jego obecności. Ostatnie dwa wersy wyśpiewałam już z ustami prawie na jego ustach.
You're the perfect man for me
I love you I do*
Wreszcie skończyłam. Muzyka ucichła, a jej miejsce zajęły oklaski. Tak mi przynajmniej opowiedziała później Care, bo kiedy tylko wydałam z siebie ostatni dźwięk, zaraz ujęłam twarz Eliego w dłonie i prosto w jego usta tym razem już wypowiedziałam te najważniejsze słowa:
– Kocham cię…
Myślałam, że zaraz mnie po prostu pocałuje, ale zamiast tego uśmiechnął się od ucha do ucha i najpierw odpowiedział mi tak, jak ja powinnam była, osiem lat temu.
– Ja też cię kocham…
Dopiero wtedy połączyliśmy się w pocałunku, który mógłby nigdy nie mieć końca. Zarzuciłam mu ręce na szyję i tylko chyba dzięki wyostrzonym zmysłom zdołałam zauważyć, jak ktoś (jak się później okazało, Rebekah) wyjmuje mi z dłoni mikrofon. Dla mnie najważniejsze w tym momencie były usta Elijah na moich.
Zanurzyłam palce w jego włosach i kiedy wreszcie odsunęliśmy się odrobinę od siebie, szepnęłam mu prosto do ucha:
– Zabierz mnie do domu… Czekałam na to, odkąd rano powiedziałeś mi, że mnie kochasz…
Zauważyłam w jego czekoladowych oczach rozbawienie, chociaż wciąż Elijah przede wszystkim wyglądał na po prostu oszołomionego.
– Jak sobie życzysz, Najdroższa. – mruknął ochrypłym głosem, który po prostu uwielbiałam.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie, kiedy próbowałam podnieść się z jego kolan, ale mi to uniemożliwił. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on, zamiast cokolwiek odpowiedzieć, nagle przywodził mi na myśl dawnego wojownika, który właśnie wygrał najważniejszą bitwę w swoim życiu i właśnie miał wracać do domu. To było spojrzenie drapieżnika – zdobywcy, zwycięzcy.
Dlatego też, zamiast pozwolić mi się podnieść i ruszyć ze mną ramię w ramię w kierunku wyjścia, Elijah wziął mnie w ramiona i po prostu niósł przez całą drogę do samochodu. Tłumy zebrane w klubie zdawały się przed nami po prostu rozstępować, ale dla nas tak właściwie mogłyby w ogóle nie istnieć.
Kiedy wreszcie posadził mnie w samochodzie i nadzwyczaj szybko ruszył w stronę nowoorleańskiej rodzinnej rezydencji Mikaelsonów, oboje już śmialiśmy się na cały głos, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
Gdy dotarliśmy do domu, wydawało się, że pozwoli mi iść o własnych nogach, ale nie tym razem. Zanim zdążyłam ruszyć chociażby klamkę w drzwiach, on już przy nich był i wyciągał mnie z siedzenia kierowcy. Z prędkością nadzwyczajną nawet dla wampira zaniósł mnie prosto do naszej sypialni, kopniakiem zatrzasnął za nami drzwi, po czym postawił mnie na nogi dopiero, kiedy zatrzymał się tuż przy naszym ogromnym łożu, które po prostu uwielbiałam.
– Powiedz to jeszcze raz. – zażądał i wiedziałam, że jest to tak samo potrzebne jemu, jak i mnie.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i każde słowo oddzielałam pocałunkiem.
– Kocham. Cię.
Uśmiechnął się, ogromnie zadowolony, a kiedy po chwili zażądał tego znowu, bez wahania wypowiedziałam te słowa ponownie:
– Kocham cię. I obiecuję wynagrodzić ci pod tym względem te lata, kiedy mi to powtarzałeś, a ja, chociaż to uczucie już przepełniało mnie całą, wciąż nie mogłam się na to zdobyć. Kocham cię i będę ci to powtarzać tak długo, aż ci się znudzi… – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. On natomiast w odpowiedzi… parsknął śmiechem – tak, jak mu się zdarzało właściwie tylko ze mną.
– Uważaj, bo nigdy mi się nie znudzi…
Uniosłam lekko brwi, bardzo tym zapewnieniem usatysfakcjonowana. Jednocześnie pozwalałam swym palcom, by pozbawiły go już marynarki i metodycznie, guzik po guziku, rozpinały mu śnieżnobiałą, jedwabną koszulę.
– W takim razie musimy jakoś sobie zająć czas do tego momentu… Nie sądzisz? – odpowiedziałam ochryple, mając w oczach wyzwanie.
Objął mnie w pasie i szepnął, jednocześnie przesuwając swe usta tuż obok mojego ucha.
– Na pewno coś wymyślimy…
Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Ujęłam jego twarz w dłonie i przez moment patrzyłam mu w oczy, by upewnić się, czy TO wciąż tam jest. Oszołomienie minęło mu już prawie całkowicie. Pozostała tylko miłość i ten drapieżny błysk w oczach, który sam już w sobie powodował, że po całym moim ciele rozchodziło się to znajome, nadzwyczaj przyjemne ciepło. W tym momencie pragnęłam go chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tym razem to on pocałował mnie – gwałtownie, zapierając mi dech w piersiach, powodując, że całe moje ciało zaczęło wręcz trząść się jak galareta. Wyczuł, że tracę równowagę, bo zaraz pomógł mi wspiąć się na siebie, kiedy zaplatałam mu swe nogi na wysokości pasa. Teraz jedną dłonią przytrzymywał mnie w tej pozycji, a drugą drażnił moje odkryte przez suknię plecy.
Wreszcie opadliśmy na łóżko, a ja objęłam go tak, jakbym nigdy już nie miała zamiaru wypuścić go z rąk. I tak właśnie było.
* Love You I Do - Jennifer Hudson (soundtrack musicalu "Dreamgirls")
Soundtrack:
OCZYWIŚCIE:
Love You I Do - Jennifer Hudson ("Dreamgirls")
A Love That Will Last - Renee Olstead
ORAZ
A Thousand Years - Christina Perri
All I Do Is Dream Of You - m. in. Michael Bublé, Emmy Rossum
As Long As You're There - Glee Cast
Be My Baby - The Ronnettes
Begin Again - Taylor Swift
For One In My Life - Stevie Wonder
If I Ain't Got You - Alicia Keys
Make You Feel My Love - Adele
Someone To Watch Over Me - George Gershwin, Ella Fitzgerald, Frank Sinatra
Without You - Glee Cast
Only Exception - Glee Cast/Paramore
I Turn To You - Christina Aguilera
Because You Loved Me - Celine Dion
Strój Marty z tej sceny już na moim profilu na Polyvore.
Link do strony głównej na moim opisie na profilu Fanfiction!:)
Nazwa to oczywiście: Love You I Do
Do następnej sceny!:)